Mamy obecnie status quo w polityce, czyli konflikt zamiast merytorycznego współdziałania.
Partia, która wygrała wybory zapowiada zmiany ustaw uchwalonych przez obecny Rząd. Partia jeszcze przez moment rządząca, rzutem na taśmę uchwala ustawy, na przygotowanie których miała aż 8 lat. I niezależnie od ich zasadności, uchwala je w sposób daleki od standardów jakościowych, jakim ustawy powinny podlegać.
Od 1 listopada obowiązuje podpisana przez Prezydenta Bronisława Komorowskiego ustawa o in vitro. Dzięki błędom, jakie zawiera, posłowie PiS nie muszą zasłaniać się kwestiami światopoglądowymi, by po raz kolejny próbować pozbawić możliwości posiadania dzieci ludziom dotkniętym chorobą bezpłodności.
Błędy w ustawie są przykładem złych skutków pośpiesznej legislacji i braku wiedzy eksperckiej w Parlamencie. Posłowie często nie rozumieją tematyki, o której decydują.
To należy zmienić.
W efekcie tych błędów, z procedury in vitro nie mogą skorzystać samotne kobiety, które wcześniej zamroziły zarodki (co podlega zaskarżeniu przez RPO) a brak certyfikatów w klinikach uniemożliwia wykonanie zabiegu.
Bezpłodność jest chorobą dotykającą 10 -15 % ludności i znajduje się w rejestrze chorób (ICD 10 – N.46 i N.97).
Spadające wskaźniki demograficzne i starzenie się społeczeństwa z roku na rok będą pogarszać naszą sytuację ekonomiczną.
Państwo ma konstytucyjny obowiązek respektowania prawa obywateli do leczenia chorób. Ma również zachować neutralność światopoglądową.
Nie możemy zakazać procedury leczącej chorobę, tak samo jak nie możemy narzucić korzystania z tej procedury osobom kierującym się przekonaniami religijnymi.
Ustawa powinna zostać jak najszybciej zostać poprawiona, bez zbędnych konfliktów światopoglądowych, odbywanych kosztem ludzi, dla których brak dziecka jest przyczyną cierpienia.